czwartek, 13 października 2016

Igły w mózgu

Minęło kilka tygodni intensywnej pracy nad powrotem do sprawności. Dni leciały szybko, zdecydowanie za szybko. Nie wiem o co chodzi, ale mimo, iż teraz nie pracuję, to czas leci równie szybko, jak leciał kiedy pracowałam. Nie umiem tego wytłumaczyć. Ale do rzeczy.
Na początku po zdjęciu gipsu wydawało mi się, że mam krótszą tą nogę, autentycznie takie miałam odczucie. Miałam też wrażenie, że mam za dużo skóry na stopie, szczególnie na zgięciu w stawie skokowym. Dziwne to było bardzo i zarazem niepokojące. Podzieliłam się więc tymi odczuciami z moją fizjoterapeutką. Na szczęście uświadomiła mi, że to jak najbardziej normalne wrażenie i podobno tak jest po gipsie. A więc odetchnęłam z ulgą, uffff, nie oszalałam ;-)


Rehabilitacje były bardzo mozolne, trudne, czasem nawet nudne po prostu, no i bolesne.  Z czasem wcale nie było łatwiej. Zadziwiające, bo było widać postępy, owszem, ale dlaczego cały czas tak bardzo boli? Do życia w ciągłym bólu można się jednak przyzwyczaić. Organizm to taki fantastyczny twór, który szybko adaptuje się do nowych sytuacji. Ból stał się więc dla mnie normą. Ale czasem przybierał on bardziej zaostrzone formy. Wtedy w jednej sekundzie świdrował aż do mózgu, dominował całe ciało. Ten stan nazwałam - igły w mózgu. Na początku rehabilitacji, przy praktycznie każdym ćwiczeniu miałam te igły w mózgu. A przy tej znienawidzonej szczotce do włosów to już całkiem. Z czasem, gdy noga była coraz silniejsza, tych igieł było coraz mniej. Ale wtedy dostawałam nowy zestaw ćwiczeń i moje koleżanki igły znowu się pojawiały. I tak bez końca. Noga nadal puchła jak szalona. Dobrze, że było lato i mogłam nadal chodzić w sandałach, bo nie było szans na ubranie jakichkolwiek innych butów. Kostka to była jedna wielka bania.


Bywały dni gorsze i lepsze. Czasem sztywność nogi była tak duża, że najprostsze ćwiczenie było mega trudne, a czasem wszystko szło gładko jak po maśle. Po chyba trzech tygodniach zaczęłam już powoli chadzać bez kul po domu, ale chodzeniem ciężko to było nazwać. Wyglądałam wtedy jak robot. Sama się z siebie śmiałam, ale byłam zadowolona, że mogę choć na chwilę odstawić kule i dać odpocząć dłoniom, które były już tak umęczone, że rano nie mogłam nimi nawet ruszyć. Dobre pół godziny zajmowało mi rozruszanie ich. Nie byłam w stanie nawet utrzymać długopisu czy widelca z rana. Nie wspomnę już o odciskach. Chodzenie o kulach tyle miesięcy dało rączkom ostro do wiwatu. Obawiałam się nawet, czy tak mi już nie zostanie. Więc każda chwila kiedy mogłam nie używać kul, była dla mnie bezcenna.
A w chodzeniu o kulach stałam się specjalistką. Była to też forma rehabilitacji, więc musiałam chodzić jak najwięcej. Najpierw droga do zakładu fizjoterapii zajmowała mi prawie godzinę, z czasem zrobiło się z tego 40 minut, a potem nawet 20. Nadal jednak było to chodzenie o kulach. Jednak każdy dzień przybliżał mnie do celu - chodzenia tylko o własnych siłach.

8 komentarzy:

  1. dzień dobry. mam takie pytanie, jak się sprawował lekki gips? czy jak Pani chodzila to zakadała na niego jakies obuwie? mnie we wtorek czeka zmiana właśnie na taki gips i zastanawiam się jak na urlopie z nim chodzic:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :-) Miło mi, że ktoś jeszcze czyta moje wypociny :-)Na wstępie bardzo ci współczuję, bo doskonale wiem, przez co przechodzisz :-(
    Szczerze mówiąc, nie widziałam jakiejś większej różnicy między gipsem zwykłym a syntetycznym. Ten drugi był tylko trochę lżejszy, ale na pewno dużo lepiej przepuszczał powietrze i sprawdził się w upalne dni. Ja niestety przez cały okres gipsu miałam całkowity zakaz obciążania tej nogi, więc nie mogłam na niej stawać. Nie musiałam więc nic na nią nakładać. Jeśli jednak ty chcesz chodzić w tym gipsie to zdecydowanie musisz zakładać na niego jakąś skarpetę czy coś.
    Trzymam kciuki za twój szybki powrót do zdrowia. W razie pytań pisz śmiało :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzien dobry��
    Mam do Pani pare pytan odnośnie rehabilitacji..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, jak masz pytania to najlepiej napisz mi maila na niteczka83@wp.pl
      Postaram się pomóc w miarę swoich możliwości.

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Witam,

    Trafiłam na Twój blog po złamaniu mojej kostki bocznej 23 kwietnia 2020. Obyło się bez operacji. Mnie lekarz pozwolił powoli obciążać nogę po 5 tyg od złamania (widać już było znaczny zrost), jeżdżę na rowerze (nadal w ortezie) jednak kostka nadal puchnie :( Nie boli ani trochę, ale jest bardzo opuchnięta (opuchlizna schodzi tylko rano lub podczas ruchu a i to nie całkiem). Lekarz mówił wtedy, że to normalne i wkrótce ustąpi ale... ile u Ciebie taka opuchlizna się utrzymywała? Mam problem z założeniem normalnego buta... tylko jedne bardzo luźne adidasy udaje mi się na kostkę wcisnąć :(
    W tej chwili jestem 7 tyg po złamaniu, do wizyty u lekarza kolejne 2.. i tak się zastanawiam.
    Dodatkowo.. kiedy wróciłaś do biegania? Bardzo chciałabym jechać we wrześniu w góry i zastanawiam się czy to w ogóle możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kasiu :-)
      Cieszę się, że już wracasz do sprawności i do sportu :-) Fantastycznie, że jesteś tak wytrwała. Noga puchła mi baaaardzo długo i to normalne, potwierdzam to, co powiedział ci lekarz. Trwało to dobrych kilka miesięcy, najbardziej puchła przez pierwsze dwa a potem stopniowo coraz mniej. Więc cierpliwości :-) Po miesiącu od zdjęcia gipsu zaczęłam chodzić a potem stopniowo truchtać na bieżni. I miesiąc później już biegałam pomału w terenie. Więc myślę, że twój plan na wrzesień jest jak najbardziej aktualny :-)
      W razie czego pisz na maila niteczka83@wp.pl.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Nie podpisałam się, ale brzydko. Więc pozdrawiam
    Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To dalej najlepszy blog o tej tematyce w Internecie !!!

    OdpowiedzUsuń