czwartek, 23 czerwca 2016

Utrata niezależności

No i stało się...nigdy nie miałam nic złamanego więc był to dla mnie spory szok. Od dziecka byłam niezależna. Mama mi opowiadała, że gdy miałam kilka lat, to moim ulubionym stwierdzeniem było "ja siama" ;-) Taki po prostu ze mnie samodzielny typ. A tutaj nagle okazuje się, że sama to ja nie jestem w stanie zrobić nic tak naprawdę. Do tego dochodzi oczywiście ból złamanej nogi, więc wydawać by się mogło, że moja frustracja powinna być ogromna...
Ale nieeeee. Zadziwiająco do sytuacji podeszłam baaaardzo spokojnie, do dziś zastanawiam się dlaczego. Może dlatego, że byłam wypoczęta i zrelaksowana po urlopie. Nie wiem. Faktem jest, iż bardzo łatwo pogodziłam się z nową rzeczywistością, w jakiej przyszło mi żyć. 


 Lekarz w szpitalu w Giżycku po wykonaniu niezbędnych badań stwierdził u mnie złamanie kości strzałkowej prawej stopy, bez przemieszczenia, które podobno było ładne, o ile złamanie może być ładne :-) Powiedział mi, że będę 6 tygodni w gipsie, potem rehabilitacja. Moim pierwszym pytaniem jako aktywnego sportowca było-kiedy wrócę do sportu, na co lekarz odpowiedział że za kilka miesięcy. 
Po powrocie do siebie do Jeleniej Góry i wykonaniu bardziej szczegółowych badań diagnoza się jednak zmieniła. Okazało się, że złamanie nie jest wcale takie "ładne" bo z małym przemieszczeniem i w moim gipsowym buciku utknęłam na 8 a nie 6 tygodni. Dodatkowo lekarze bardzo dobitnie uświadomili mi, że po zdjęciu gipsu nadal przez kilka tygodni nie będę mogła chodzić samodzielnie, tylko o kulach bo noga będzie bardzo osłabiona. Czyli kolejny miesiąc z bani. A powrót do sportu a w szczególności do biegania będzie możliwy najwcześniej na pół roku. Pół roku!!!! Rozumiecie co to oznacza dla osoby aktywnej fizycznie. Prawdziwy dramat, tym bardziej że całe lato, na które miałam tyle planów, miałam teraz przesiedzieć w domu. Przesiedzieć ???? Siedzenie bezczynne to pojęcie mi obce. Ja nigdy nie miałam na to czasu, zawsze miałam tyle do zrobienia, praca, inne obowiązki, rodzina, znajomi no i sport, sport, sport :-) 
Autentycznie nie ruszyło mnie to. Z miejsca głowa zaakceptowała, że przez 3 miesiące będę uziemiona a o sporcie mogę pomarzyć dopiero za pół roku. Pogodziłam się z tym faktem, że ominie mnie wiele ciekawych rzeczy, jakie planowałam na okres wakacyjny-wypady w góry z przyjaciółmi, tradycyjny coroczny grill u Ziółka, bieganie, rower, wypady nad wodę i tzw. plażing, w końcu to lato :-) Ponadto miałam w planach kilka startów w półmaratonach biegowych, kilka fajnych imprez sportowych na oku a nawet szalony plan wyprawy rowerem z Jeleniej nad morze. Te plany jednak z oczywistych względów w swoim kalendarzu przeniosłam na przyszły rok a teraz stwierdziłam, że odpocznę wreszcie. 

Wmyśliłam sobie teorię, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Musiało się wydarzyć wreszcie coś takiego, żeby moje zabiegane życie wreszcie się na chwilę zatrzymało, żebym wreszcie mogła przemyśleć swoje życie i może coś w nim zmienić. Obróciłam więc to negatywne wydarzenie w pozytyw. Nie zamierzałam bowiem zmarnować tych trzech miesięcy na leżenie i dla odmiany...leżenie ;-) Wiedziałam znając siebie, że wymyślę sobie alternatywę dla sportu. Ale jeszcze nie wiedziałam na tą chwilę co to będzie :-) 
Wróćmy jednak do utraty niezależności. To faktycznie był jedyny dyskomfort, poza bólem nogi, jaki odczułam. Musiałam po 15 latach przeprowadzić się do rodziców do mojego rodzinnego miasta 130 km od Jeleniej Góry, czyli family reunion :-) Sama bym nie ogarnęła się w Jeleniej, nie mogłam przecież prowadzić auta. Fajnie znów zamieszkać z rodzicami jak za dawnych lat, poczułam się trochę jak dziecko, ale zarówno rodzice jak i ja przyzwyczaili się do swojego trybu życia a tu nagle taka zmiana. Mały szok dla obydwu stron ;-) Wyjazd z Jeleniej oznaczał też ograniczony kontakt ze znajomymi i opuszczenie kilku imprez towarzyskich, ale od czego są telefony i internet w dzisiejszych czasach :-) Poza tym brak mobilności, bo poruszanie się o kulach tylko wydaje się takie łatwe. W rzeczywistości to bardzo duży wysiłek. Kto przeżył złamanie, ten wie. Nie możesz sobie wyjść tam, gdzie chcesz, nie możesz sobie nawet przynieść herbaty, którą sobie zrobiłeś. Takie małe rzeczy, na które wcześniej kompletnie nie zwracałam uwagi bo były po prostu naturalne. W takiej sytuacji człowiek jest uzależniony od drugiej osoby i to jest trudne do zaakceptowania. 
Podsumowując gips przewraca twoje życie do góry nogami. Ma swoje plusy i minusy. Oczywiście minusów jest więcej, niż plusów. Z gipsem można się nawet trochę zaprzyjaźnić ;-)






5 komentarzy:

  1. Złamana kość strzałkowa miałam to samo, bardzo ciekawie się czyta Twego bloga i wszystkie doświadczenia potwierdzam nawet to o herbacie oraz tezę, że nic się nie dzieje bez przyczyny zgadzam się ;)A ta utrata niezależności - straszna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i mam nadzieję, że też już wyszłaś z tego i wróciłaś do pełnej sprawności, jednocześnie mądrzejsza o te trudne doświadczenie.
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Noga w gipsie to nic fajnego, dla mnie to było samo cierpienie jak byłam uziemiona. Jednak co najważniejsze to by kość się dobrze zrosła, dlatego też ważna jest odpowiednia opieka medyczna. W szpitalu http://carolina.pl/ znajdziecie zdecydowanie najlepszych ortopedów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że dobry lekarz i przede wszystkim dobry fizjoterapeuta to podstawa i klucz do sukcesu. Zdaję też sobie sprawę z tego, że coraz ciężej o naprawdę dobrych fachowców w tej dziedzinie.
      Pozdrawiam :-)

      Usuń