Stwierdziłam dzisiaj, że jestem
teraz strasznym darmozjadem. Nie ma ze mnie żadnego pożytku. Siedzę albo leżę z
nogą do góry i tyle. Czasem coś porobię, owszem, ale większości rzeczy jednak
nie jestem w stanie zrobić. Mogę obrać
warzywa na obiad, coś ugotować, pozmywać naczynia, coś wyprasować, ale poza tym
niewiele. Teraz tata właśnie kosi trawę, czyli to co zawsze należało do moich
obowiązków, bo uwielbiam kosić i bardzo mnie to relaksuje. Próbowałam nawet
podejść do tematu koszenia z gipsem, ale próba okazała się nieudana. Nie ma
szans kosić skacząc na jednej nodze. Odpada. Mama grabi, coś tam pieli, a ja
leżę.
Wszyscy wokół coś robią, a ja leżę. Czy taka sytuacja nie doprowadziłaby
was do szału? Mnie doprowadziła do pasji. Straszne to jest uczucie. Aż mnie
noga z tego wszystkiego zaczęła boleć. Pewnie pomyślicie – ona jest jakaś
dziwna, ja bym się cieszył leżąc do góry brzuchem przez cały dzień, wreszcie bym
odpoczął, a ta się czepia. Jasne, na krótką metę to jest fajne i jeszcze, jak
masz świadomość, że w każdej chwili możesz wstać i pójść. Ale jak to trwa już
kilka tygodni i jak masz świadomość, że nie możesz wstać i pójść tam, gdzie
chcesz, to już wcale takie fajne nie jest. Zaufaj mi! Co gorsza, nawet nie mogę
z żalu utopić smutków w alkoholu ;-), bo przeczytałam wczoraj, że alkohol
spowalnia zrost kości. Oczywiście żartuję z tym topieniem smutków :-) ale
faktem jest, że przy złamaniach nie powinno się spożywać %, bo faktycznie
zrastanie jest dużo wolniejsze.
Zmieniając temat, wczoraj miałam
zabawną sytuację. Do gipsu weszła mi mrówka. Było to tak nieoczekiwane, że
nawet nie zdążyłam zareagować. I co tu zrobić? Śmiać mi się zachciało, bo
stwierdziłam, że mrówka sama ucieknie prędzej, niż weszła. Co tam się przecież musi
dziać pod tym gipsem, który nie oddycha, latem w upał? Masakra, nawet nie chcę
wiedzieć. Mrówka faktycznie po chyba dwóch minutach wyszła sama. I tak długo
tam wytrzymała ;-) Na szczęście przeżyła;-) . Ja natomiast zaczęłam się
zastanawiać, co się dzieje z moją skórą pod gipsem. Wszyscy straszyli, że
będzie swędzieć i że w ogóle będzie masakra. Mnie na szczęście nie swędziało i
póki co nie swędzi. Więc nie zastanawiałam się wcześniej nad tym faktem. Teraz
zaczęłam tam kukać i lukać, zrobiłam nawet zdjęcie, bo w łydce mam na tyle
luzu. No i okazały się straszne rzeczy – skóra faktycznie się łuszczy, oblecha.
Do tego włosy przez te tygodnie osiągnęły taką długość, że niedługo będę mogła
pleść warkocze ;-). Zresztą zobaczcie sami, żeby nie było, że ściemniam.
Przeraziłam się, ale potem przypomniałam sobie, że tak po
prostu musi być. Skóra nie oddycha tak, jak powinna. Nawet nie chcę wiedzieć,
jak to będzie wyglądać za kolejne cztery tygodnie. A fuuuuu ;-)
Zaczęłam też zauważać już różnicę
między jedną nogą a drugą. Kontrast powoli staje się coraz wyraźniejszy,
szczególnie na udach. Lewa noga – zdrowa,
umięśniła się przez nadmierne jej obciążanie, natomiast prawa – zagipsowana,
wychudła poprzez powolny zanik mięśni, mimo intensywnych codziennych ćwiczeń. A
to dopiero połowa „gipsowego więzienia”. Psychicznie nastawiam się więc już na
intensywne rehabilitacje po zdjęciu gipsu. Ale oczywiście ćwiczeń teraz nadal
nie odpuszczam i jestem przekonana, że znacznie opóźniają one proces zanikania
mięśni w prawej nodze. Trzymajcie kciuki ! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz