czwartek, 14 lipca 2016

Gipsochrzciny

W weekend byłam na chrzcinach. Co z tego, że mam gips? Nie mogłam przecież zawieść mojej chrześnicy ;-) Oczywiście uroczystość była świetna, a nasza mała gwiazda dnia przesłodka i bardzo grzeczna. Wszyscy stanęli na wysokości zadania, więc nie będę się rozpisywać w tym temacie. Wiecie jak takie imprezy wyglądają. Zawsze są fajne. Mój gips nabrał nowych barw, a dzieciaki mogły się na nim wyrazić artystycznie ;-) To, o czym chcę wam opowiedzieć, to podróżowanie z gipsem. A to już wyższa szkoła jazdy.


Moja podróż podzielona była na trzy etapy, bo to jednak kawał drogi. Pierwsza i trzecia część trasy samochodem, więc bez problemu. Druga część trasy natomiast pociągiem. Polskie Koleje Państwowe systematycznie wymieniają i remontują swój tabor i wydawać by się mogło, że oczywiście przystosowują go do potrzeb inwalidów. Przecież szczycą się tym od dawna w mediach. Cieszyłam się na jazdę pociągiem, bo rzadko mam okazję. Zazwyczaj podróżuję autem lub autobusem. Pociąg wybrałam z wygody, stwierdziłam, że z gipsem w pociągu będzie mi bardziej komfortowo. I faktycznie sama podróż była bez zarzutu, ale dostanie się  do tego pociągu to już nie lada wyzwanie. Czekamy sobie spokojnie na peronie, z oddali widać już nadjeżdżający pociąg - piękne, nowe wagony, wszystko ładnie, pięknie. Byłam oczywiście z moimi nieodłącznymi przyjaciółkami kulami :-) Pociąg staje, a ja nie mogę zebrać szczęki z podłogi. Do każdego wagonu prowadzi jeden schodek, dokładnie na wysokości połowy mojego uda!!! Wyobrażacie to sobie? I jak ja niby mam wskoczyć na taką wysokość na jednej nodze? A jak ma wejść osoba starsza czy na wózku inwalidzkim? Totalna paranoja!!! Widzę, że przede mną starszy pan walczy z tym schodkiem. Przy pomocy innych pasażerów udaje mu się wejść. Teraz moja kolej. Dobrze, że na cross-ficie czasem wskakiwaliśmy na wysokie skrzynie. Dzięki temu i pomocy mojego taty udaje mi się wskoczyć do przedziału, ale ciągle nie mogę wyjść z szoku. W pociągu jest bardzo miło, pasażerowie deklarują pomoc przy wysiadaniu, a pani konduktor pyta, czy dam radę wysiąść. Nie wiem-mówię. Zobaczę, jak będzie, ale zawsze łatwiej zejść po schodach, niż na nie wejść. Wyjście faktycznie jest dużo prostsze, bo dworzec PKP ma podwyższone perony i bez pomocy innych pasażerów wysiadam bez problemu.


Droga powrotna też z przygodami. Przez korki na bramkach na autostradzie wpadamy na dworzec PKP we Wrocku mocno spóźnieni. Parkujemy na parkingu podziemnym i teraz hit -aby dostać się do windy dla inwalidów, która wwiezie nas na górę, trzeba wejść po schodach. Paranoja! Przecież ten dworzec był niedawno całkowicie wyremontowany! Nie rozumiem, jak ktoś to zaprojektował. Przecież mogli tą windę usytuować po prostu o te parę schodków niżej. Po chwili zauważyłam, że z boku tych schodków jest taka mini winda, coś na kształt podnośnika na wózek inwalidzki. No ok, inwalida na wózku dostanie się do windy. Ale jaki jest sens robić windę do windy?
OK, jestem na dworcu, idę do kasy, a tam oczywiście mega kolejka. Zanim docieram do okienka, mój pociąg odjeżdża. Uprzejma pani przy okienku informuje mnie, że następny pociąg mam za godzinę, więc nie ma dramatu. Poza tym mówi, że inwalidzi nie muszą stać w kolejce, tylko udać się bezpośrednio do pociągu, gdzie "teoretycznie" ( cytuję ) konduktor powinien sprzedać mi bilet bez dodatkowej opłaty. Nie przetestowałam tego, ale jeżeli faktycznie tak jest, to plus dla PKP.
Jakoś tam wskakuję na jednej nodze do pociągu, dobrze, że ten peron jest podwyższony. Reszta podróży powrotnej przebiega bez problemu. Jednak całą drogę zastanawia mnie fakt, jak sobie radzą ludzie na wózkach inwalidzkich.
Kilka dni później oglądam reportaż w programie UWAGA w TVN, który odpowiada na moje pytania. Wrzucam link.

http://uwaga.tvn.pl/reportaze,2671,n/wysokie-schody-kaczka-zamiast-toalety-niepelnosprawni-upokorzeni-w-pociagu,207042.html

Koleje jednak sobie nie radzą z tematem inwalidów. Reportaż jest dla mnie kolejnym szokiem. Jedna z wielu paranoi w tym kraju. Teoria jest taka, że podobno Pendolino i Intercity mają po jednym lub kilka wagonów z podjazdami dla inwalidów. Przewozy Regionalne, którymi ja jechałam, ich nie mają. Można  Kolejom zgłosić odpowiednio wcześniej ( tu pełna biurokracja, mnóstwo pism, jak to u nas bywa ), że tymi liniami będą jechali inwalidzi i podobno wówczas PKP podstawia specjalny wagon dla inwalidów. Specjalny wagon-jakby ci ludzie byli trędowaci, czy co. Poza tym teoria jest taka, że na każdym dworcu powinna dyżurować osoba, która powinna pomagać wsiadać osobom niepełnosprawnym do wagonów. Ja nikogo takiego nie widziałam. W sytuacji ww. reportażu taki pan się pojawił, ale stwierdził, że kręgosłup ma jeden i nie będzie pomagał. To ja się pytam - po co taka osoba na takim stanowisku?
Apeluję o zwrócenie uwagi na problem inwalidztwa w tym kraju, bo temat ten jest często pomijany. Ludzie ci natomiast mają prawo do normalnego życia, jak każdy nas. A to "normalne" okazuje się bardzo nienormalne w tym kraju. Nie mówię, że wszędzie, ale w większości miejsc. Czasem wystarczy przecież zrobić tak niewiele, aby ułatwić im życie!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz